Nazajutrz od rana budzi nas przepiękna pogoda
Rzeczywiście jest tutaj chłodno, zaledwie 15 stopni w nocy, brry zimno;)
Tym razem po otworzeniu drzwi balkonowych znowu zaniemówiłem wczoraj było pochmurno i był piękny widok a teraz jest zachwycająco piękny.
Po śniadaniu udajemy się busem - tym samym którym przyjechaliśmy z dworca- do fabryki herbaty i nad wodospady.
Droga jest niesamowita, górska, malownicza serpentyna wzdłuż wzgórz porośniętych herbatą.
Fabryka jest większa od tej oglądanej w Kandy, niestety jest 1 maj i też święto na Sri Lance i nie możemy zobaczyć pracy maszyn. Jesteśmy oprowadzani przez uśmiechniętą panią w lokalnym stroju z niesamowitym akcentem:) Oczywiście kolejny punkt to przyfabryczny sklepik z degustacją i zakupami. Tutaj kupujemy już zdecydowanie mniej.
Po drodze z fabryki mijamy przepiękne krajobrazy i wodospady.
Po powrocie udajemy sie do miasta na posiłek i drobne zakupy. Mijamy po drodze kościół, meczet, świątynie buddyjską obok siebie. Przechodzimy przez lokalny bazar na którym widzimy te same warzywa co i w Polsce. W końcu trafiamy na sklep z alkoholem- ukryty w bocznej uliczce, rzucił mi się w oczy w ostatniej chwili- uff szczęście. Kupujemy lokalny trunek- arak kilka puszek Liona i wracamy do pensjonatu
Wnioski spostrzeżenia:
- Najlepszą i najdroższą herbatą jest herbata biała z dwoma odmianami silver i gold- ja niestety nie zakupiłem w przyfabrycznym sklepiku silver herbaty, postanowiłem kupić na koniec wycieczki w Colombo-błąd, w stolicy jest droższa i trudno dostępna.
- Sklepiki z alkoholem ulokowywane są w bocznych uliczkach, trzeba sie nachodzic żeby je znaleźć, no i jest ich baaardzo mało, co innego w Colombo gdzie są w każdym supermarkecie ale też w mniej dostępnej części